Gdyby rzecz działa się w jakiejś bajce, domek jej byłby z piernika. W marcepanowym progu witałby mnie przyjaźnie czarny pies chowaniec lizaniem szorstkiego języka po twarzy. Wszystkie nasze problemy zmieniłoby się w żaby, a kiedy wróciłby jej chłopak (który w tej bajce byłby rycerzem, albo może drwalem), chodziłoby się we troje płatać figle skrzatom. Tyle gdybania. W naszym świecie prozy mieszka na czwartym piętrze pudełka z betonu, gdzie umowa najmu nie dopuszcza zwierząt. Nawet najszczersze czary nie działają (co wiem, bo po Akademii nie skaczą ropuchy) i chłopak jej, nie znalazłszy pracy jako rycerz, zajmuje się zamiast tego rozwożeniem pizzy. A jednak trudno mi nie wierzyć w magię, kiedy czas w mieszkaniu mojej przyjaciółki wiedźmy przybiera smak i konsystencję miodu... Michał Zapała